
Oddziały specjalne owiane są mgiełką tajemnicy. Powoduje to, że każda książka poświęcona tej tematyce jest dosłownie rozchwytywana przez fanów. Nie inaczej jest i tym razem. Legendarni SEALsi dorwali samego Osamę bin Ladena. Moment wydania książki nie mógł być więc lepszy.
Publikacja opowiada historię Howarda Wasdina, człowieka, który dostał się do SEAL Team Six, jej współautorem jest Stephen Templin, który wyleciał podczas szkolenia. W Snajperze… nie przeczytamy tylko o SEALsach, wojnie, wybuchach i strzelaniu. Część tekstu poświęcona jest dorastaniu głównego bohatera. Dzięki temu możemy sami się przekonać, że komandosi to ludzie zrodzeni z krwi i kości, a nie stworzeni z taktyki, strzelania i ciągłego powtarzania (pamięć mięśniowa). Autor pochodzi z rodziny z olbrzymimi problemami. Matka miała kłopoty z okazywaniem miłości, a jedyną metodą wychowawczą jaką znał ojczym było tłuczenie małego Howarda. Rozdział opisujący trudne dzieciństwo Autora to Piekło jest dla dzieci. Przyznam, że ogromne współczucie jakim obdarzyłem Wasdina po jego lekturze, spowodowało, że mocno kibicowałem mu przez resztę książki.
Ja, komandos
Snajper… został wydany w Polsce „chwilę” po operacji, w której SEAL Team Six zabiło Osamę bin Ladena. Na okładce to wydarzenie jest dokładnie podkreślone, jednak jeśli spodziewacie się rzeczowego opisu tej właśnie operacji, możecie się trochę zawieść. Autor o próbie pochwycenia Saudyjczyka napisał przedmowę, czyli… 8 stron plus mapka obiektu, w którym ukrywał się bin Laden. Jest to opis bardzo ciekawy i trochę inny od oficjalnego. Autor przypuszcza, że na miejscu był helikoptera wyposażonego w technologię stealth, jednak to tylko 8 stron, więc siłą rzeczy nie znajdziecie tutaj za wiele na ten temat.
Po przedmowie jest jeszcze mocniejszy akcent, Autor uchyla rąbka tajemnicy i opowiada o jednej z operacji w Somalii, w której został pochwycony Osman Ali Atto, współpracujący wówczas z Mohamedem Aididem, który konfiskował żywność dostarczaną przez ONZ. Napięcie rośnie z każdym przeczytanym rozdziałem, jednocześnie książkę czyta się szybko i lekko, styl pisania jest po prostu świetny, książka to niby ponad 400 stron, a czyta się ją „na raz”.
Dodatkowo wielkim plusem jest humor jakim posługuje się Autor. Jeśli myślisz, że oddziały specjalne to napompowani i śmiertelnie poważni faceci, to przeczytaj Snajpera… W zasadzie co kilka stron Autor serwuje Nam potężną dawkę śmiechu. Jednocześnie Wasdin zachowuję powagę, kiedy sytuacja tego wymaga, nie nabija się ze śmierci i cierpienia. W książce widać drugie dno. Autor próbuje Nam przekazać, że oddziały specjalne to nie tylko maszyny do zabijania, ale normalni ludzie, często współczujący i gotowi do poświęceń dla innych. Urzekła mnie historia, w której Autor opowiada o chłopcu chorym na gangrenę. Wasdin sprzeciwiając się jasnym rozkazom pomógł mu, prawdopodobnie ratując życie. Podobnie sytuacja, w której odkryto jak rebelianci transportują pociski moździerzowe, staruszek przewoził je na wózku przywiązanym do osła. Autor wziął go na cel i strzelił. Zabił osła. Później okazało się, że rebelianci terroryzowali rodzinę tego człowieka, a gdy zabrakło zwierzęcia dali mu spokój. Szybka ocena sytuacji i podjęcie decyzji, tym charakteryzują się oddziały specjalne. Odpowiedzialność Autora widać również na początku książki, kiedy pisze, że niektóre nazwiska, miejsca i elementy taktyki zostały zmienione, żeby chronić operatorów SEALs.
Czym jest ten legendarny SEAL?
No tak, tylko czym jest ten legendarny SEAL. Sam skrót rozwijamy jako Sea, Air and Land. Są bezpośrednimi spadkobiercami UDT – Underwater Demolition Team, które specjalizowały się w podwodnym zwiadzie oraz wysadzaniu przeszkód terenowych na plażach desantowych. W 1961 roku prezydent Kennedy powołał Navy SEAL, a pierwszy egzamin jednostka zdawała w Wietnamie. Wasdin opowiada o brawurowej akcji Thomasa Norrisa, który służył w tym czasie. Podkreśla przy tym, że w tak małym środowisku jak SEAL, wszyscy bohaterowie i antybohaterowie są znani i bez skrępowania się ich wspomina.
Samo szkolenie SEAL nie jest tajne, podobnie jak szkolenie SAR (ratownika wodnego), które przeszedł Autor. Jednak nawet znając te informację, książkę czyta się z zapartym tchem, a wydarzenie takie jak hell week sprawia, że człowiek dziękuje samemu sobie, że jest tylko zwykłym recenzentem (a co to jest dokładnie – zapraszam do książki). Bardzo interesująca jest kwestia, w której Wasdin opisuje na czym tak naprawdę polega szkolenie: uważajcie na siebie nawzajem i nikogo nie zostawiajcie z tyłu. Zaskoczeniem może być to, że SEALs trenują ucieczki.
Dodane: 2011-09-06